Markowski o sztuce interpteracji
Z artykułu Michała Pawła Markowskiego Interpretacja i literatura:
[…] nie mam — jeśli nie chcę — żadnego przymusu, by dążyć do — jak to się czasem mówi — interpretacji adekwatnej lub — używając innego języka — rekonstrukcji komunikacyjnych presupozycji. Ja po prostu nie muszę tego wszystkiego zrobić — zrekonstruować gatunku, stylu, kontekstu historycznego — by swobodnie wykorzystywać do moich celów literaturę (czyż nie tym jest właśnie lektura?). Oczywiście mogę to zrobić i robię tym chętniej, że na przykład jest to mój zawód, ale racje mojego postępowania nie tkwią w samym przedmiocie, lecz w mojej własnej decyzji co do sposobu uprawianej przeze mnie lektury. Chcę przez to powiedzieć także i to, że normy czytania wymyślone zostały przez znawców i rzadko są przestrzegane przez nieprofesjonalistów, którzy, nie wiedząc wcale, co to jest oktawa i poemat dygresyjny, zabijają czas podróży samochodem, słuchając z upodobaniem nagrań Beniowskiego (nie orientując się wcale, czego słuchają) lub nie wiedząc, co to jest parodia literacka, czytają Lolitę jako afrodyzjak. Oczywiście i Słowackiemu, i Nabokovovi nie o takie sposoby użycia ich tekstu chodziło, ale trudno zaiste podać sensowny powód, dlaczego miałyby być to nadużycia.
Zarówno teksty literackie, jak i nieliterackie możemy interpretować na wszelkie możliwe sposoby, problem polega tylko na tym, co chcemy przez lekturę osiągnąć. Jeśli będę czytał instrukcję obsługi umieszczoną na prezerwatywie lub butli gazowej jak wiersz (czyli rozkoszując się językiem, w jakim została ona sformułowana i uważając, że jest pozbawiona jakiejkolwiek referencji), to mogę przez chwilę spędzić miło czas, ale później gorzko żałować, że nie czytałem tych instrukcji w przekonaniu o istnieniu “twardej” rzeczywistości i konsekwencji, jakie wywołuje nieodpowiednia strategia lektury.
Podobnie z Szekspirem: jeśli będę czytał Otella wyłącznie — jak onegdaj proponowali krytycy — dla jego muzyki, to może i przeżyję chwile wzniosłe, ale z Afroamerykanami raczej już o tej tragedii nie porozmawiam i nie wiem, co odbędzie się z większą dla mnie szkoda. Oczywiście to ja sam decyduję, jak czytać teksty, ale też sam powinienem ponosić konsekwencje własnych wyborów.
Z repliki Tomasza Kunza (“Swój do swego po swoje?”):
Istnieją […] użycia tekstów ewidentnie błędne i niedorzeczne (z pragmatyczno-ekonomicznego punktu widzenia). Kostka masła nie służy do wbijania gwoździ i z faktu, że ktoś użyje kostki masła (z sobie tylko wiadomych powodów) jako młotka nie wynika, że oba użycia (obie interpretacje) są jakościowo równoważne. Oczywiście nie mogę nikomu zabronić, by “użytkował” Lolitę jako książkę z rodzaju tych, o których Boy powiadał, że czyta się je jedną ręką. Nie mogę też nikomu zabronić, by czytał Ulissesa jak poradnik małżeński. Mogę jednak z całą pewnością stwierdzić, że nieszczęśnik ów włoży niewspółmiernie duży wysiłek (poniesie niewspółmiernie wysokie koszty) w stosunku do osiągniętych efektów (uzyskanej nagrody), ergo postąpi nieekonomicznie, użyje bowiem niewłaściwego narzędzia do niewłaściwego celu.
21 XII 2013 #Michal Pawel Markowski #Tomasz Kunz #humanistyka